Jeszcze kilka akapitów o Berlinie – mieście skleconym z kilku innych. I o państwie – powstałym i funkcjonującym w podobny sposób. W ciągu tych paru sierpniowych dni czułem się w Berlinie spokojnie i bezpiecznie. Nie zauważyłem nawet specjalnej aktywności stróżów prawa, za wyjątkiem kilku mundurów profilaktycznie przechadzających się wzdłuż fasady synagogi na Oranienburger Strasse i stojących przy wejściu do Ambasady Rosyjskiej na Unter den Linden. Berlin postrzegany jest jako miasto mało… niemieckie, kolorowe. Władze miasta podjęły w ostatnich latach mnóstwo działań, żeby stał się jedną, wielką atrakcją turystyczną[1]. I osiągnęły sukces na europejską skalę!
Gdy spacerowałem po centrum Berlina, jakoś nie przeszkadzał mi język, który może przywoływać najgorsze, okupacyjne wspomnienia. Z moich krewnych – w trakcie II wojny – zginął tylko wujek mojego ojca. Właściwie to zaginął, bo nie wrócił z robót w Rzeszy, wywieziony tam jako młody, wiejski chłopak. Zaryzykuję stwierdzenie, że moja rodzina miała olbrzymie, świętokrzyskie szczęście. Mimo to czuję się nieswojo, słysząc niemieckie słowa na polskiej ulicy[2].
Czas płynie. Polacy wyjeżdżają za chlebem do Niemiec, Ślązacy znajdują drugie połówki za Odrą i Łabą, tysiące młodych Izraelczyków chętnie osiedla się w Berlinie, a mniejszość turecka w tym państwie liczona jest w milionach. Jeżeli Niemcy nie są wolne od brunatnej zarazy, to na pewno są skutecznie przed nią zaszczepione. Potężna gospodarka stała się miejscem do życia dla każdego człowieka? A może to tylko wrażenie z perspektywy stolicy państwa?
W międzywojennym Berlinie osadzona jest akcja Kabaretu. Za rolę charyzmatycznego Mistrza Ceremonii w tym filmie Joel Grey otrzymał w 1973 r. Oscara. Niewiarygodne, kogo wtedy zostawił w polu[3]! W jednej z piosenek wykonanych w tym filmie wychwala zalety wybranki swego serca, a następnie puentuje swoje wyznanie przewrotnym: If you could see her through my eyes, she wouldn’t look Jewish at all[4]. Joel Grey jest… Żydem, jego córka Jennifer wystąpiła w kasowym Dirty Dancing.
Wracając do Kabaretu, w scenie biesiady gdzieś na prowincji, urocza piosenka śpiewana przez młodego człowieka w brunatnym uniformie ze swastyką na ramieniu, przeradza się w nazistowską agitkę Tomorrow belongs to me, wykonywaną z werwą przez niemal wszystkich uczestników spotkania. Na zakończenie wspomniany solista podnosi prawą rękę w charakterystycznym geście[5]. Najwyższa pora uciekać? Przeciwnie. Żydzi w Niemczech byli wtedy tak zasymilowani, że… tysiące ich służyło w armii niemieckiej w trakcie II wojny światowej! Po prostu czuli się Niemcami, często tylko formalnie traktującymi przynależność do gminy żydowskiej[6].
Szana towa! Rok 5775 czas zacząć. Niech każdy świętuje i ucztuje wedle uznania. Na deser proponuję Królika po berlińsku[7].
[1] http://www.wprost.pl/ar/468747/Berlin-do-sprzatania/
[2] http://tygodnik.onet.pl/historia/wojna-hitlera/t5evb
[3] http://www.youtube.com/watch?v=GEy-p-fO7JA
[4] http://www.youtube.com/watch?v=mEhHeILa3HE
[5] http://www.youtube.com/watch?v=29Mg6Gfh9Co
[6] http://tygodnik.onet.pl/historia/zydowscy-zolnierze-hitlera/9qky7