W książce Arab strzela, Żyd się cieszy, jeden z rozmówców Pawła Smoleńskiego twierdzi, że obydwa narody mają tę samą, paskudną cechę – wspominają tylko własne krzywdy. Przypominają przedszkolaków, którzy bawią się w tym samym miejscu, rozmawiają ze sobą, ale nikt nikogo nie słucha. W izraelskiej piaskownicy ta rozmowa toczy się na temat życia i śmierci, a Izrael staje się wrogiem samego siebie – wspólnym dla Żydów i Arabów!
To pozycja niemiła dla filosemitów i bardzo niewygodna dla zwolenników idei syjonizmu. Dziennikarz patrzy na Izrael oczami Palestyńczyków, zarówno tych niewykształconych, jak i profesora uniwersytetu, wojujących feministek i chłopaków szukających prostych uciech, artystów i sklepikarzy, muzułmanów i chrześcijan, kibiców piłki nożnej, biznesmenów i polityków… Zadziwiająca i barwna mozaika opowieści, z których płynie jeden, przygnębiający wniosek: Żydzi mieszkający w swoim państwie nie chcą otworzyć oczu na problemy 1/5 społeczeństwa.
W 2014 r. na Festiwalu Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu miałem okazję spotkać się z autorem[1]. Ależ byłem zaskoczony jego opowieściami z Izraela! Ziemia to obiecana, ale dla kogo? Czy to specyfika demokracji bliskowschodniej? Tak się chyba dzieje, gdy piasek z pustyni Negew zasypuje ludziom oczy. Czas na kolejną lekturę pióra Pawła Smoleńskiego….