The answer lies above us?

Good God, under starless skies we are lost
And into the breach we got tossed
And the world is coming in fast
[Florence & The Machine – Ship to wreck]
 

Ile razy można pójść do kina na ten sam film? Na pewno cztery, co sam sprawdziłem przy okazji Interstellar. Krytycy kręcili nosami, że to nie kolejna Odyseja kosmiczna, że sporo w dialogach mielizn, że narracja zbyt poszarpana, że zbyt dużo science w towarzystwie fiction(!). Tymczasem film urzeka scenami w przestrzeni kosmicznej, szczególnie w chwilach, w których grawitacja okazuje się jedyną realną siłą, mającą wpływ na kruche ciało człowieka. To olśniewające widowisko, zilustrowane monumentalną muzyką i udekorowane emocjami rodem z dramatu obyczajowego.

O miliard kilometrów stąd... (zbliżenie Saturna z Księżycem, Kielce, 2007)

O miliard kilometrów stąd… (zbliżenie Saturna z Księżycem, Kielce, 2007)

Wyjazd głównego bohatera, po pełnym bólu pożegnaniu z córką w rodzinnym domu, spleciony po mistrzowsku ze startem potężnej rakiety wynoszącej go na orbitę Ziemi sprawia, że czas w filmie zaczyna się rozpływać, jakby ziarnka piasku w klepsydrze postanowiły się rozpierzchnąć we wszystkich kierunkach naraz. Zestawienie odgłosów ziemskiej burzy, w którą kosmonauci wsłuchują się na pokładzie statku kosmicznego, z widokiem tonącego w kosmicznej czerni Władcy Pierścieni wywołuje tęsknotę za pierwszą wiosenną nawałnicą. A pełna dramaturgii scena dokowania lądownika do wykonującego przedśmiertny taniec statku wywołuje wrażenie, jakby ekran kinowy zamienił się w potężną wirówkę, chcącą z wściekłością wyrwać widzów z foteli!

... i tuż za oknem (Kielce, 2007)

… i tuż za oknem (Kielce, 2007)

I technika, wszechobecna, coraz bardziej autonomiczna, bez której w kosmosie człowiek nie może zrobić niczego. Zwaliste, kanciaste i pozbawione zewnętrznych cech ludzkich roboty przechadzają się po ekranie, witają ze sobą, samodzielnie pilotują statki kosmiczne, prowadzą rozmowy, a nawet inteligentnie dowcipkują z ludźmi. Nie mówiąc o tym, że w krytycznych momentach po prostu ratują ludziom życie. Znamienne jest to, że główny bohater w jednej z początkowych scen na Ziemi bez większych emocji demontuje przechwyconego drona, jednak później – na Cooper Station – nie może się obejść bez towarzystwa swojego robota.

Słowa nie ma w Interstellar o Bogu. Wyczerpani ludzie, chwilami bez cienia nadziei na odmianę losu, nie wznoszą w filmie oczu ku górze. Bo i gdzie jej szukać w kosmicznej pustce? Siłę czerpią ze współdziałania, a zwyciężają dzięki połączeniu rozumu i… serca.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.