Zmarł ksiądz Jan Kaczkowski[1]. Od dzieciństwa zmagał się z problemami ze zdrowiem, niedowładem części ciała i poważną wadą wzroku. Przegrał długą walkę z nowotworem mózgu. Niepokorny, bezpośredni, inteligentny, dowcipny i skromny[2]. Nagradzany wielokrotnie za działalność na rzecz osób nieuleczalnie chorych. Żył zaledwie 38 lat. Niezbadane są wyroki boskie? To stwierdzenie tylko przyprawia mnie o irytację! Jest jak piasek w ustach, bo zgrzytanie na nic się nie zda w takiej sytuacji, a można sobie uszkodzić szkliwo na zębach.
Pomysł księdza Kaczkowskiego na krzesełko nieszczęścia, tj. martwienia się kłopotami godzinę dziennie, wyłącznie o danej porze, uważam za błyskotliwy. Po prostu, brak odpowiedniej koncentracji na problemie może być przyczyną poczucia nieszczęścia, a na pewno niezadowolenia z jakości życia.
Walter Mitty to dla mnie filmowy odpowiednik księdza Kaczkowskiego. W filmie Bena Stillera główny bohater żyje ciągle w świecie marzeń, jest nieszczęśliwym, zagubionym czterdziestolatkiem. Dzieje się to do czasu, gdy problemy w pracy (i nie tylko) zmuszają go do walki o samego siebie. Nie zamierzam opowiadać fabuły, napiszę jedynie, że ścieżka dźwiękowa do filmu jest wyjątkowa, a wyraz twarzy Waltera Mitty w trakcie zjazdu deskorolką po islandzkich serpentynach – bezcenny.
Dokąd zaprowadzą mnie własne ścieżki? It’s high time major Tom faced the truth!
[2] http://www.tygodnikpowszechny.pl/sklepany-przez-kosciol-kocham-kosciol-17782