Nie twierdzę, że Polacy to żydożercy, że młodzież jest bezmyślna, że dorosłych interesuje jedynie wygodne życie, że duchowni z klapkami na oczach nauczają wiernych, a nauczyciele nie wywiązują się ze swoich obowiązków. Twierdzę jednak, że mamy wielką łatwość w opowiadaniu antysemickich żartów, w wyrażaniu świętego zdziwienia (na szczęście – nie oburzenia) w sytuacjach spotykania się z innością sąsiadów, w tłumaczeniu stadionowych wybryków sportowymi emocjami…
Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie – to słowa Mahatmy Gandhiego. To bardzo trudna droga! Najbliższych trudno przekonać do porzucenia utartych sposobów myślenia, bezrefleksyjnego powtarzania zachowań przejętych od członków rodziny, czy do zerwania ze schematycznym przywiązaniem do świętości tradycji…, a trzeba zrobić krok następny – wyjść z domu i zmieniać świat! Przecież to ja jestem odpowiedzialny za myśli mojego dorastającego dziecka, to ja codziennie decyduję o zawartości półek sklepowych, to ja decyduję o wyborze wyznania, to ja uśmiecham się się na widok skośnookiego dziecka w piaskownicy, to ja…
Czy to egoizm, megalomania – z jednej strony, a z drugiej – świętoszkowatość, za-uczciwość? Nie, to odpowiedzialność i wrażliwość. Codzienność podaje nam na tacy uproszczone rozwiązania, które przyjmujemy za swoje, których potrafimy namiętnie bronić i stawiać ponad własne myśli. Bo tak łatwiej, bo tak taniej, radośniej…. Byle nie stać się obiektem drwin, wyszydzania, ciekawostką dla zmęczonych członków mainstreamu – jakiejkolwiek sfery życia by (nie) dotyczył.
Tymczasem to drobne decyzje każdego z nas, w każdej chwili naszego życia wpływają na obraz świata. Kroplą jestem tylko w oceanie? Yet what is any ocean, but a multitude of drops? Kilka tygodni temu na własne uszy można było usłyszeć te kilka słów, patrząc na duży ekran. Chyba, że ktoś ubiegł tercet Wachowscy-Tykwer i wcześniej przeczytał Atlas Chmur Davida Mitchella. Oby więcej takich propozycji dostarczała nam kultura… i to popularna!









Występom blisko jest do performance’u, drapieżny rock miesza się na nich z melancholią i atmosferą kabaretów międzywojennego Berlina (w tym mieście zresztą Daniel Kahn mieszka od 2005 r., po przeprowadzce z USA). Również w warstwie tekstowej można doświadczyć romaitych wrażeń: pełne melancholii wspomnienia wojenne, proletariackie protest songi, teksty miłosne, historie chasydzkie, samo życie – w jidysz, po angielsku i niemiecku. Jeśli Kahn pojawia się na scenie wraz z muzykami z Brave Old World lub w projekcie The Unternationale nic lepszego nie może spotkać miłośnika muzyki (nie tylko klezmerskiej). Długo by tak wymieniać i wzdychać…
Nie inaczej było dokładnie 1 września tego roku w Warszawie! Na przekór kolejnej rocznicy wojennego kataklizmu pomaszerowaliśmy żydowskimi śladami na Pradze. Przewodnikiem był Benjamin Cope – Anglik, fascynat wielokulturowej Warszawy (proszę szukać na zdjęciach energicznego brodacza z megafonem w dłoni, w pomarańczowej koszulce), a ilustrację muzyczną zapewnił – a jakże! – zespół The Painted Bird.



Tak historia mieszała się w tamto popołudnie z teraźniejszością i przyszłością, jidysz z angielskim i polskim, zapaleńcy muzyki z entuzjastami kultury żydowskiej i historii. Muzyczny spacer zakończył się na podwórku przy ul. 11 listopada. Daniel Kahn chętnie rozmawiał tam ze swoimi najwierniejszymi miłośnikami, podpisywał płyty (również wcześniej w trakcie spaceru) i wyraźnie zadowolony, cierpliwie pozował do zdjęć. Wieczorem w tym właśnie miejscu zespół wystąpił z fantastycznym koncertem. Kto nie był, ma czego żałować, za opis wrażeń z tego wydarzenia niech posłuży… pierwsza część tego tekstu.
