Kropla w oceanie?

2008_06_29 IMG_4485Nie twierdzę, że Polacy to żydożercy, że młodzież jest bezmyślna, że dorosłych interesuje jedynie wygodne życie, że duchowni z klapkami na oczach nauczają wiernych, a nauczyciele nie wywiązują się ze swoich obowiązków. Twierdzę jednak, że mamy wielką łatwość w opowiadaniu antysemickich żartów, w wyrażaniu świętego zdziwienia (na szczęście – nie oburzenia) w sytuacjach spotykania się z innością sąsiadów, w tłumaczeniu stadionowych wybryków sportowymi emocjami…

2008_12_06  Zdjecie1075Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie – to słowa Mahatmy Gandhiego. To bardzo trudna droga! Najbliższych trudno przekonać do porzucenia utartych sposobów myślenia, bezrefleksyjnego powtarzania zachowań przejętych od członków rodziny, czy do zerwania ze schematycznym przywiązaniem do świętości tradycji…, a trzeba zrobić krok następny – wyjść z domu i zmieniać świat! Przecież to ja jestem odpowiedzialny za myśli mojego dorastającego dziecka, to ja codziennie decyduję o zawartości półek sklepowych, to ja decyduję o wyborze wyznania, to ja uśmiecham się się na widok skośnookiego dziecka w piaskownicy, to ja

2012_08_19 DSCF0179Czy to egoizm, megalomania – z jednej strony, a z drugiej – świętoszkowatość, za-uczciwość? Nie, to odpowiedzialność i wrażliwość. Codzienność podaje nam na tacy uproszczone rozwiązania, które  przyjmujemy za swoje, których potrafimy namiętnie bronić i stawiać ponad własne myśli. Bo tak łatwiej, bo tak taniej,  radośniej…. Byle nie stać się obiektem drwin, wyszydzania, ciekawostką dla zmęczonych członków mainstreamu – jakiejkolwiek sfery życia by (nie) dotyczył.

Tymczasem to drobne decyzje każdego z nas, w każdej chwili naszego życia wpływają na obraz świata. Kroplą jestem tylko w oceanie? Yet what is any ocean, but a multitude of drops? Kilka tygodni temu na własne uszy można było usłyszeć te kilka słów, patrząc na duży ekran. Chyba, że ktoś ubiegł tercet Wachowscy-Tykwer i wcześniej przeczytał Atlas Chmur Davida Mitchella. Oby więcej takich propozycji dostarczała nam kultura… i to popularna!

Opublikowano Bez kategorii | Możliwość komentowania Kropla w oceanie? została wyłączona

Niedaleko Atlantydy

DSCF5519 2011_05_03 DSCF55762011_05_03 DSCF55872011_05_03 DSCF5592Gibraltar. Trudno o większą egzotykę w Europie. Skrawek lądu, który przez zawirowania historii zamiast do Hiszpanii należy do Wielkiej Brytanii, którego mieszkańcy w kolejnych referendach odrzucają pomysł na powrót pod hiszpańskie panowanie. Tylko proszę spróbować porozumieć się na ulicy po angielsku, szczególnie ze starszymi mieszkańcami! Kuriozalne jest już to, w jaki sposób – legalnie! – dostaje się do miasta. Spacer w poprzek pasa startowego, z którego przed chwilą startował samolot, jest zadziwiającym doświadczeniem. Jednak prawdziwe zaskoczenie czekało na mnie podczas spaceru po mieście – kilkuletni chłopcy w kipach beztrosko biegający za piłką po Main Street, przeszkadzający matkom i siostrom w zakupach, dyskutujący z opiekunkami w trakcie sjesty… Zwykłe obrazki, których na próżno szukać w naszym kraju.

2011_05_03 DSCF5555Zbliża się kolejna smutna rocznica – wydarzeń marcowych z 1968 r. Co znaczy ta data dla społeczności żydowskiej Gibraltaru, w miejscu gdzie właśnie wtedy premierem  był Joshua Hassan – Żyd, oczywiście! Stanowisko to zajmował przez długie lata, również na przełomie lat 70-ych i 80-ych ubiegłego wieku. Czy Polska – oprócz wielkiego cmentarzyska znanego z kart historii – stanowi coś więcej dla tamtej społeczności. Pewnie niewiele. Czas płynie i w naturalny sposób zamazuje przeszłość. Spojrzenie z odległości kilku tysięcy kilometrów również ma swoją optykę.

Szabat to święto czasu a nie miejsca. Jest taka scena w filmie Spielberga, gdy rabin zostaje poproszony przez Oskara Schindlera o odmówienie modlitw w piątkowy wieczór w fabryce. Niemal na samym dnie piekła!  Rabinowi głos więzgnie w gardle, ale ostatecznie słowa modlitwy rozświetlają ciszę. Jak żółtawe płomyki zapalonych wtedy świec, jedyne plamki koloru podkreślające wyjątkowość sceny. W Płaszowie, kilka kilometrów od tamtego miejsca, życie więźnia  było uzależnione od humoru komendanta obozu – wyjątkowego zwyrodnialca Amona Götha.

Jaki jest sens w niekończącym się rozdrapywaniu mroków nagonki antysemickiej, która trwała przez wiele lat Polski Ludowej? Wiele to nie zmieni, a od bicia się w pierś za – najczęściej! – cudze winy, nie przybędzie dobra tu i teraz. Nie wolno o niczym zapominać, ale żyć trzeba teraz. Mnóstwo światła dostarczył mi tamten majowy spacer po Main Street. W Polsce padał wtedy… śnieg. Na szczęście tylko dosłownie.

Opublikowano Bez kategorii | Możliwość komentowania Niedaleko Atlantydy została wyłączona

Atlantyda w sercu Europy

Europa Środkowa to wielkie muzeum – w olbrzymiej części pod gołym niebiem – z rozproszonymi archiwaliami, eksponatami i resztkami materialnej tkanki jidyszkajt. Sam teren przedwojennej Polski może stanowić prawdziwy raj(!) dla badaczy. Czy nie brzmi to upiornie? Pozostałości kilkusetletniej obecności kultury żydowskiej – koszmarnie utrąconej, przeobrażonej i zepchniętej na granicę, za którą czai się zapomnienie – można znaleźć dosłownie w każdym polskim miasteczku. Mnóstwo domów kultury (Chęciny, Szydłów, Szczebrzeszyn), bibliotek (Piotrków Trybunalski, Tarnogród, Józefów k/Tomaszowa Lubelskiego), sklepów (Szczekociny, Busko-Zdrój), remiz strażackich (Biała Rawska), archiwów (Sandomierz) to dawne synagogi lub domy modlitwy.

Podobnie rzecz się ma z obiektami odrestaurowanymi z przeznaczeniem na muzea judaizmu/kultury żydowskiej (Włodawa, Łańcut, Pińczów, Zamość, Dąbrowa Tarnowska), czy synagogami którym przywrócono pierwotne funkcje (Bobowa, Nowy Sącz). Mniejsza o pochodzenie środków, z pomocą których te budynki odzyskują dawny blask – od prywatnych darczyńców, z budżetu państwa, z funduszy unijnych. Czas płynie tu innym rytmem, a prawdziwym świętem dla głuchych murów są chwile modlitw wypowiadanych po hebrajsku, głównie przez osoby odwiedzające kraj przodków.

Chaotycznie wymieniam te miejscowości, bo trudno o sensowną klasyfikację. Celowo też omijam duże miasta. Czasem rynek miasteczka wydaje się za duży jak na potrzeby zamieszkującej je społeczności, budynki publiczne wyglądają nieco egzotycznie, na framugach drzwi nadal widoczne są ukośne zagłębienia, w parku pojawiają się niepasujące do otoczenia pomniki, a z chodników wyzierają fragmenty napisów po hebrajsku…

Siatka na pozór przypadkowo połączonych miejsc – w których zaledwie kilkadziesiąt lat temu życie biegło zupełnie inaczej – jest obok nas. Jak rzadko jesteśmy świadomi otaczających nas duchów!

Opublikowano Bez kategorii | Możliwość komentowania Atlantyda w sercu Europy została wyłączona

No match for Daniel Kahn!

Tak, obiecałem sobie latem 2011 r., że następnym razem… W 2012 r. zabrakło go na Festiwalu Kultury Żydowskiej, na szczęście już kilka tygodni po „krakowskiej nieobecności” pojawił się w Warszawie.

Daniel Kahn jest jak Tom Waits w jidysz, zdarza mu się nawet Waitsa zaśpiewać! Wierzyć nie trzeba, wystarczy rzucić okiem – w internecie. Zapewniam, to jedynie przedsmak wrażeń na żywo. Atmosfera na koncertach jest nieformalna, artysta utrzymyje wyśmienity kontakt z publicznością. Niemal tańczy z akordeonem, gra na gitarze, bandżo, ukulele, nie stroni od harmonijki, ani… pozytywki, chwyta za megafon. Żartuje, gestykuluje, grymasi, wykrzykuje linijki tekstu, by ostatecznie rozpromienić twarz w zawadiackim uśmiechu. Członkowie zespołu nie pozostają daleko za frontmanem, choć obecność na scenie od 12 roku życia daje Kahnowi nie lada przewagę.

Występom blisko jest do performance’u, drapieżny rock miesza się na nich z melancholią i atmosferą kabaretów międzywojennego Berlina (w tym mieście zresztą Daniel Kahn mieszka od 2005 r., po przeprowadzce z USA). Również w warstwie tekstowej można doświadczyć romaitych wrażeń: pełne melancholii wspomnienia wojenne, proletariackie protest songi, teksty miłosne, historie chasydzkie, samo życie – w jidysz, po angielsku i niemiecku. Jeśli Kahn pojawia się na scenie wraz z muzykami z Brave Old World lub w projekcie The Unternationale nic lepszego nie może spotkać miłośnika muzyki (nie tylko klezmerskiej). Długo by tak wymieniać i wzdychać…

*

Nie inaczej było dokładnie 1 września tego roku w Warszawie! Na przekór kolejnej rocznicy wojennego kataklizmu pomaszerowaliśmy żydowskimi śladami na Pradze. Przewodnikiem był Benjamin Cope – Anglik, fascynat wielokulturowej Warszawy (proszę szukać na zdjęciach energicznego brodacza z megafonem w dłoni, w pomarańczowej koszulce), a ilustrację muzyczną zapewnił – a jakże! – zespół The Painted Bird.

Spacer zaczęliśmy pod opuszczoną kamienicą, niegdyś siedzibą Praskiego Gimnazjum Męskiego, w którym uczył się Janusz Korczak. Następnie skierowaliśmy się do serca przedwojennej, żydowskiej Pragi – zbiegu ulic Kłopotowskiego, Floriańskiej i Jagiellońskiej. Tu mieściły się synagoga i mykwa. Po tej pierwszej nie ma śladu, jedynie plac zabaw dla dzieci za zbyt solidnym ogrodzeniem może budzić zdziwienie.  Mykwie natomiast niedawno przywrócono pierwotne funkcje.

Piosenki w jidysz zabrzmiały również ze schodów budynku Kurii Warszawsko-Praskiej, które posłużyły za tymczasową scenę dla artystów. Dalej spacer prowadził obok Teatru „Baj”, kiedyś – Gmachu Wychowawczego Warszawskiej Gminy Starozakonnych. Potem – po przemarszu Al. Solidarności wzdłuż wykopów pod budowę stacji metra (również ta „budowla” wzbudziła chwilowe zainteresowanie kilku pstrykających) – zagłębiliśmy się w podwórko jednej z kamienic przy ul. Wileńskiej. Gdy w przejściu pod kamienicą muzycy odegrali kilka piosenek, wystarczyło nieco wyobraźni by przenieść się w dawne czasy.

Tak historia mieszała się w tamto popołudnie z teraźniejszością i przyszłością, jidysz z angielskim i polskim, zapaleńcy muzyki z entuzjastami kultury żydowskiej i historii. Muzyczny spacer zakończył się na podwórku przy ul. 11 listopada. Daniel Kahn chętnie rozmawiał tam ze swoimi najwierniejszymi miłośnikami, podpisywał płyty (również wcześniej w trakcie spaceru) i wyraźnie zadowolony, cierpliwie pozował do zdjęć. Wieczorem w tym właśnie miejscu zespół wystąpił z fantastycznym koncertem. Kto nie był, ma czego żałować, za opis wrażeń z tego wydarzenia niech posłuży… pierwsza część tego tekstu.

*

Czarodzieju sceny – prawdziwy kazimierzowski Alchemiku, wracaj za rok do Krakowa. Wstąp też do innych polskich miast, najlepiej z jeszcze pachnącą, grudniową płytą. That’s all in the past /so let’s raise up a glass / to the good old, bad old days!

Opublikowano Bez kategorii | Możliwość komentowania No match for Daniel Kahn! została wyłączona

Bester Quartet

18 listopada wystąpił w Kielcach zespół Bester Quartet. Znów nad miastem unosił się duch Schulza, tym razem w związku z awangardowym, po mistrzowsku zaprezentowanym materiałem z płyty „Sanatorium pod Klepsydrą”. Niestety, w lokalnych mediach mizernie zaakcentowano wizytę zespołu. Nie mówiąc już o tym, że w Kieleckim Centrum Kultury – gdzie odbył się koncert – nie znalazłem ani jednego(!) plakatu informującego o tym wydarzeniu. Nie zawiodła na szczęście publiczność. Jeśli ktokolwiek wątpi, że Bester Quartet to artyści światowej klasy, niech zapozna się z listą zagranych przez nich koncertów, niech sprawdzi dla której wytwórni nagrywają, a przede wszystkim niech posłucha ich dokonań.

I znów wspomnienia, tym razem z 2006 r., gdy choć w okrojonym 3-osobowym składzie – jeszcze jako Cracow Klezmer Band – wystąpili w styczniowy wieczór dla garstki osób zgromadzonych w Starej Farze w Kielcach. W lipcu tego roku zespół zaprezentował na Festiwalu Kultury Żydowskiej własne aranżacje utworów Mordechaja Gebirtiga. Niestety, nie dojechałem wtedy do stolicy Małopolski. Może uda się następnym razem? Cieszę się na samą myśl o spotkaniu z tymi znakomitymi muzykami.

Opublikowano Bez kategorii | Możliwość komentowania Bester Quartet została wyłączona